środa, 17 stycznia 2018

Środek centrum i optimum

Jest o środku, ale nie będzie o środkowym napastniku. Tym samym  słowem nie będzie o najlepszym środkowym napastniku świata. Polskim napastniku. Ale o polskim tak w ogóle to będzie. O czym? A bo ja wiem, bałaganie, burdelu? Jak nazwać to, że non stop coś komuś nie pasuje u sąsiada i ciągle szukamy powodu do zwady?


Akurat teraz jest kolejna okazja. Jak się chwilowo nie leją kibole, jak nie ma obrzucania się błotem w polityce to wszystkie oczy są skierowane na zachrypniętego gościa w czerwonych dżinsach. Chociaż w sumie to nie, kibole nie leją się między sobą, ale leją innych, czy to w Częstochowie czy na bilboardzie w Katowicach, a w polityce raban jest jak zwykle, z tym, że tym razem o wspomnianego gościa właśnie. No bo w końcu takie wielkie wydarzenie nie może przejść bez echa. Trzeba się albo obkleić serduszkami, albo jechać z tymi, co wrzucają. Bo po co wrzucają? Bo po co wspierać? Bo co to za szatańskie inicjatywy? Tak jak by po prostu nie można było nie wrzucić i tego nie skomentować.


Chodzi właśnie o to centrum. O polskie centrum, którego nie ma. Chodzi o to, żeby jak mawia moja Ż: "zachować optimum". Wrzucasz? Wrzuć, brawo Ty. Nie wrzucasz? Ok, nie wrzucaj. Masz prawo. Ale nie możesz się przy okazji zamknąć? Wspierasz inne inicjatywy? Wspieraj, brawo Ty. Ale po co, do cholery torpedować to, co robią inni? Ta inicjatywa, która gra nawet jeden dzień po końcu świata jest ewenementem na skalę światową! My też przez to jesteśmy takim ewenementem. My Polacy, którzy potrafimy się motywować tylko w momentach trudnych. I zamiast się tym cieszyć, to podnosimy raban, dzielimy się na obozy "pro" i "anty" i napieprzamy się po ryjach na argumenty, że kradnie, że się wozi za naszą kasę, ale że bez tego sprzętu to by się w szpitalach zesrali, a z dzieciaków, co uratował to by można już założyć pięć klas rozgrywkowych, po dwadzieścia drużyn każda, a jeszcze by zostało. Dajesz? Daj. Nie dajesz? Nie dawaj, ale też nie krytykuj. A przynajmniej poczekaj z tydzień. Niech czas, kiedy więcej nas łączy niż dzieli potrwa chociaż parę chwil dłużej. 


Robimy się coraz bardziej dwubiegunowi i to zaczyna być straszne, bo wtedy jest bardzo mało miejsca na coś, co jest inne. A przez to coraz mniejsze są szanse na konstruktywną dyskusję. Robi się biało albo czarno. A przecież dyskusja to mega fajna sprawa. Można bronić swoich racji, a do tego dowiedzieć się czegoś ciekawego o przeciwniku. Może przestanie wtedy być przeciwnikiem? Bez tego jesteśmy trochę jak tacy "pozamykani na inne" kibole na stadionie. W sensie, że można czasem zaintonować, że jakiś tam klub to jest starsza, brzydka pani, ale nastawienie się wyłącznie na krytykę oponenta jest trochę słabe, co nie? Zawsze śmieszą mnie takie sytuacje, kiedy zamiast wspierać swoich, ktoś całe spotkanie drze japę, kim to najgorszym nie jest przeciwnik. Tak sobie myślę, po co? Nie lepiej drzeć japę, że to my jesteśmy najlepsi, najszybsi i najgroźniejsi? 


W ciągu kilku ostatnich miesięcy zrobiło się trochę dziwnie. W każdej dziedzinie życia zaczynamy dzielić się na obozy, najczęściej dwa. Narracja my-oni jest nieustanna, trzeba się tylko opowiedzieć za jedną ze stron. I o ile akurat w futbolu to normalne, to w pozostałych sprawach już niekoniecznie. Fajnie by było pewne sprawy przemyśleć i brać bardziej na chłodno. Bo odważnie dość w tym miejscu założę, że nie wszyscy protestujący pod sądami znają przepisy rządzące sądownictwem w Polsce i oprócz formułki zasłyszanej w tv o łamaniu demokracji niewiele powiedzą na ten temat. Zakładam, że nie wszyscy krzyczący "złodziej" złapali dyrygenta Orkiestry za rękę, kiedy ten, jak twierdzą, brał pieniądze. Zakładam, że nie każdy kończył studia medyczne, aby oceniać lekarzy. Zakładam też, że nie każdy ma kompetencje, aby zarządzać polityką migracyjną Polski i Europy. Dodatkowo też, przy tej okazji należą się gratulacje i słowa podziwu dla wszystkich, którzy mają w tej sprawie jednoznaczny pogląd. Jak śpiewał Król Popu: "Black or White". Nie ma miejsca na szarości. Kto by chciał być szary?


I wcale nie chodzi o to, że kumam, o co chodzi z konstytucją i demokracją, nie chodzi o to, że wierzę ślepo w nieskazitelność wspomnianego wyżej pana. Nie chodzi też o to, czy chcę śnieżnobiałej Europy, czy robię selfie z tabliczką "Refugees Welcome". Chodzi o to, żeby, jak mawia moja Ż.: "zachować optimum". Chętnie posłucham, podyskutuję, kulturalnie się nie zgodzę. I może nawet odbiję od środka, trochę w prawo, innym razem w lewo. I może nawet zostanę po jednej czy drugiej stronie. Ale nie przywiązany, przyspawany, nie do ruszenia. Elastycznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz