Jest o środku, ale nie będzie o środkowym
napastniku. Tym samym słowem nie będzie o najlepszym
środkowym napastniku świata. Polskim napastniku. Ale o polskim tak
w ogóle to będzie. O czym? A bo ja wiem, bałaganie, burdelu? Jak
nazwać to, że non stop coś komuś nie pasuje u sąsiada i ciągle
szukamy powodu do zwady?
Akurat teraz jest kolejna okazja. Jak się chwilowo nie
leją kibole, jak nie ma obrzucania się błotem w polityce to wszystkie oczy są skierowane na
zachrypniętego gościa w czerwonych dżinsach. Chociaż w sumie to
nie, kibole nie leją się między sobą, ale leją innych, czy to w
Częstochowie czy na bilboardzie w Katowicach, a w polityce raban
jest jak zwykle, z tym, że tym razem o wspomnianego gościa właśnie.
No bo w końcu takie wielkie wydarzenie nie może przejść bez echa.
Trzeba się albo obkleić serduszkami, albo jechać z tymi, co
wrzucają. Bo po co wrzucają? Bo po co wspierać? Bo co to za
szatańskie inicjatywy? Tak jak by po prostu nie można było nie
wrzucić i tego nie skomentować.
Chodzi właśnie o to centrum. O polskie centrum,
którego nie ma. Chodzi o to, żeby jak mawia moja Ż: "zachować
optimum". Wrzucasz? Wrzuć, brawo Ty. Nie wrzucasz? Ok, nie
wrzucaj. Masz prawo. Ale nie możesz się przy okazji zamknąć?
Wspierasz inne inicjatywy? Wspieraj, brawo Ty. Ale po co, do cholery
torpedować to, co robią inni? Ta inicjatywa, która gra nawet jeden
dzień po końcu świata jest ewenementem na skalę światową! My
też przez to jesteśmy takim ewenementem. My Polacy, którzy
potrafimy się motywować tylko w momentach trudnych. I zamiast się
tym cieszyć, to podnosimy raban, dzielimy się na obozy "pro"
i "anty" i napieprzamy się po ryjach na argumenty, że
kradnie, że się wozi za naszą kasę, ale że bez tego sprzętu to
by się w szpitalach zesrali, a z dzieciaków, co uratował to by
można już założyć pięć klas rozgrywkowych, po dwadzieścia
drużyn każda, a jeszcze by zostało. Dajesz? Daj. Nie dajesz? Nie
dawaj, ale też nie krytykuj. A przynajmniej poczekaj z tydzień.
Niech czas, kiedy więcej nas łączy niż dzieli potrwa chociaż
parę chwil dłużej.
Robimy się coraz bardziej dwubiegunowi i to zaczyna
być straszne, bo wtedy jest bardzo mało miejsca na coś, co jest
inne. A przez to coraz mniejsze są szanse na konstruktywną
dyskusję. Robi się biało albo czarno. A przecież dyskusja to mega
fajna sprawa. Można bronić swoich racji, a do tego dowiedzieć się
czegoś ciekawego o przeciwniku. Może przestanie wtedy być
przeciwnikiem? Bez tego jesteśmy trochę jak tacy "pozamykani
na inne" kibole na stadionie. W sensie, że można czasem
zaintonować, że jakiś tam klub to jest starsza, brzydka pani, ale
nastawienie się wyłącznie na krytykę oponenta jest trochę słabe,
co nie? Zawsze śmieszą mnie takie sytuacje, kiedy zamiast wspierać
swoich, ktoś całe spotkanie drze japę, kim to najgorszym nie jest
przeciwnik. Tak sobie myślę, po co? Nie lepiej drzeć japę, że to
my jesteśmy najlepsi, najszybsi i najgroźniejsi?
W ciągu kilku ostatnich miesięcy zrobiło się trochę
dziwnie. W każdej dziedzinie życia zaczynamy dzielić się na
obozy, najczęściej dwa. Narracja my-oni jest nieustanna, trzeba się
tylko opowiedzieć za jedną ze stron. I o ile akurat w futbolu to
normalne, to w pozostałych sprawach już niekoniecznie. Fajnie by
było pewne sprawy przemyśleć i brać bardziej na chłodno. Bo
odważnie dość w tym miejscu założę, że nie wszyscy
protestujący pod sądami znają przepisy rządzące sądownictwem w
Polsce i oprócz formułki zasłyszanej w tv o łamaniu demokracji
niewiele powiedzą na ten temat. Zakładam, że nie wszyscy krzyczący
"złodziej" złapali dyrygenta Orkiestry za rękę, kiedy
ten, jak twierdzą, brał pieniądze. Zakładam, że nie każdy
kończył studia medyczne, aby oceniać lekarzy. Zakładam też, że
nie każdy ma kompetencje, aby zarządzać polityką migracyjną
Polski i Europy. Dodatkowo też, przy tej okazji należą się
gratulacje i słowa podziwu dla wszystkich, którzy mają w tej
sprawie jednoznaczny pogląd. Jak śpiewał Król Popu: "Black
or White". Nie ma miejsca na szarości. Kto by chciał być
szary?
I wcale nie chodzi o to, że kumam, o co chodzi z
konstytucją i demokracją, nie chodzi o to, że wierzę ślepo w
nieskazitelność wspomnianego wyżej pana. Nie chodzi też o to, czy
chcę śnieżnobiałej Europy, czy robię selfie z tabliczką
"Refugees Welcome". Chodzi o to, żeby, jak mawia moja Ż.:
"zachować optimum". Chętnie posłucham, podyskutuję,
kulturalnie się nie zgodzę. I może nawet odbiję od środka,
trochę w prawo, innym razem w lewo. I może nawet zostanę po jednej
czy drugiej stronie. Ale nie przywiązany, przyspawany, nie do
ruszenia. Elastycznie.
Photo by Thought Catalog on Unsplash
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz