sobota, 3 lutego 2018

Nie każdy bohater to bohater

Z całą pewnością bohaterem ostatniego, niedawno zamkniętego okienka transferowego został Alexis Sanchez, który zamienił Londyn na czerwoną część Manchesteru. Agnieszka Dygant jest jedną z głównych bohaterek najnowszego serialu o lekarzach (nie, wcale nie tych z Leśnej Góry), a amatorzy zimowych wędrówek po górach stali się bohaterami wszystkich wiadomości. Słowo bohater się rozmyło, straciło na znaczeniu, przestało być ważne. A szkoda...

Bohater to coś więcej niż słowo. To pojecie, za którym kryje się wielkość, dobro i wyjątkowość. To tytuł,  na który kiedyś trzeba było sobie zasłużyć, obcinając głowę smokowi, ratując wioskę przed zagładą albo przeżywając wojnę, której przeżyć nie było można. Dziś wystarczy zrobić coś totalnie głupiego, a zostaje się bohaterem skandalu, wystarczy pociąć sobie gębę, a zostanie się bohaterem Internetu. Zrób coś machając przy tym flagą, a zostaniesz bohaterem narodowym.

I nie to, żebym miał coś do bohaterów, bo świat potrzebuje bohaterów. Może w tych czasach nie chcielibyśmy jednak bohaterów wojennych, ale można być przecież bohaterem również w czasie pokoju. Na pewno, nie powinno się być nazywanym bohaterem, pakując plecak i idąc w góry. Nawet jeśli w grę wchodzi zdobywanie ośmiotysięczników. Zimą. Nie ma w tym nic bohaterskiego. 

Szanuję wielce stawianie sobie trudnych celów i konsekwentne ich realizowanie. Szanuję wielce przekraczanie ludzkich możliwości, czy to w imię pasji, czy ogromnej ambicji, a zwykle tego i tego. Ale nie nazywam tego bohaterstwem. Bohaterstwem jest uratowanie komuś życia. Bohaterstwem jest wdrapanie się na górę przy minus czterdziestu, w osiem godzin, podczas gdy innym zajęłoby to dobę. Bohaterstwem jest znalezienie człowieka na tej górze i sprowadzenie go na dół. Nie samo wchodzenie dla wchodzenia. To wspomniana pasja. Ale wchodzenie celem uratowania ludzkiego życia bohaterstwem jest już największym. Miejmy tego świadomość. W całej tej palącej nas od tygodnia sprawie zdecydowanie nadużywa się terminu bohater. A niesłusznie, bo w tej akurat sprawie jest on zarezerwowany jedynie dla ekipy ratunkowej, która wchodząc, miała jeden określony cel - uratować komuś życie. 

Ale żeby znaleźć bohatera nie trzeba jechać do dalekiej Azji. Prawdziwego bohatera możesz spotkać na ulicy, codziennie, mijając go w sklepie, poczekalni czy w pociągu. Prawdziwym bohaterem jest np. Pan Czesiek. Pan Czesiek to uśmiechnięty, pogodny facet po pięćdziesiątce. U żony pana Cześka zdiagnozowano raka piersi i niedawno miała operację. Pan Czesiek ma niepełnosprawną córkę, a do tego jego teść ma demencję starczą. Ma od cholery problemów, życie go nie rozpieszcza. A mimo to, wstaje codziennie i walczy. Walczy ze wszystkim dookoła i przede wszystkim z samym sobą. Walczy, aby dać siłę swojej żonie, walczy, aby jego córka nie poznała, że on też się boi. Walczy, żeby ona nie musiała się bać. Nie przeszkadza mu to być miłym dla ludzi i mimo, że kiedy spytany, o to jak w domu, po chwili rozmowy trzęsie mu się warga i pocą mu się oczy, szybko się ogarnia i jedzie dalej. Tak to robią prawdziwi bohaterowie.

Bohaterką jest Pani Janina. A w zasadzie była. To była kobieta tak twarda, że wszyscy filmowi herosi zebrani do kupy wyglądaliby przy niej jak zgraja miękkich pizd. W latach osiemdziesiątych urodził się jej syn - Jasiek. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że Jasiu urodził się z zespołem Downa, a ówczesna wiedza na temat tego zjawiska była tak słaba jak dialogi w pornosach. O świadomości społecznej też za dużo dobrego powiedzieć się nie dało, więc jej sytuacja była, mówiąc delikatnie, nie do pozazdroszczenia. Mąż ją prawie zostawił, rodzina się wypięła i uważała, że to jej wina, a ludzie traktowali jak trędowatą, która powiła szatana. Ona w pewnym momencie była bliska totalnego załamania, które skończyło się głową w piekarniku. Ale w porę się zebrała i pomyślała, dlaczego ma dziecku zabrać matkę. Nie zabrała. Oddała mu się bez reszty, całe życie poświęciła misji wychowania go na porządnego człowieka. Kiedy Jasiu był już dorosły i jego stosunki z ojcem znacznie się poprawiły (przez długi czas ojciec nie zauważał swojego syna) mówił , że "tatusia kocha bardziej", ona nie miała pretensji. Mówiła, że tak musi być. Cieszyła się, że w końcu się dla siebie odnaleźli, sama odchodząc w cień. Tak to robią prawdziwi bohaterowie. 

Bohaterką jest Aneta, którą jakiś kutas zostawił z dzieckiem i kredytem na mieszkanie. I ona, żeby temu dziecku zapewnić godziwe życie i spłacić kredyt, wstaje o czwartej rano i zapieprza na dwie zmiany każdego dnia kombinując, z kim zostawić małą. Ale się  nie skarży, nie ma pretensji do tego frajera, który ją zostawił, nie psioczy, jakie to życie jest niesprawiedliwe. Codziennie wstaje z myślą, że ma dla kogo żyć, wierzy, że jeszcze ułoży sobie życie, a córeczka będzie szczęśliwym człowiekiem. Na pewno będzie. Kto by nie był dorastając z bohaterem?

Słowo bohater się rozmyło, straciło na znaczeniu, przestało być ważne. A szkoda... Każdego dnia spotykasz prawdziwego bohatera. Z dala od blasku fleszy, medialnego szumu czy sztucznego rozgłosu. Często oni sami nie wiedzą, że nimi są. No właśnie, tak to robią prawdziwi bohaterowie.
Photo by Simon Rae on Unsplash

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz