czwartek, 15 lutego 2018

Upadek, gwizdek, faul, czyli Neymar wchodzi na szczyt

Jest trzeci w kolejności, jest tuż za prowadzącą dwójką i według wielu opinii przejmie po nich pałeczkę, kiedy ci powiedzą "pas". Neymar da Silva Santos Júnior, czyli kolejny brazylijski magik, który będzie rządził w światowym futbolu. Nie ma z tym co polemizować, ale czy naprawdę wszyscy muszą mu się nadstawiać i ulegać, bo koniec Messiego i Ronaldo jest bliski?

Życie nie znosi próżni, a jak to kiedyś rzekła pewna mądra osoba: na szczycie jest zawsze jeden człowiek. I było tak, że były czasy Pele, boskiego Diego, nieco bliżej naszej ery rządził Ronaldo (ten papuśny z Brazylii), potem Ronaldinho, a jeszcze chwilę potem Kaka. Obecne czasy płyną pod znakiem rządów Portugalczyka i Argentyńczyka. Trochę to przeczy teorii, że na szczycie jest zawsze jeden, ale w ich wypadku weź tu bądź mądry i osądź który lepszy. Każdy ma swoje preferencje i można się umówić, że albo do jednego, albo do drugiego należy obecnie piłkarski świat. Faktem jest natomiast niepodważalnym, że obaj są już po trzydziestce, a to jak wiadomo w zawodowym sporcie wiek dość zaawansowany (Noriaki Kasai czy Jaromir Jagr się z tym nie zgodzą, ale umówmy się, że piłka rządzi się innymi prawami, szczególnie, gdy nie mówimy o bramkarzach). Faktem jest też, że lepsi już raczej nie będą. Młodsi tym bardziej, więc młodych trza szukać na gwałt.


I w zasadzie już się znalazł taki jeden, co to już zdążył, mając ledwo po dwudziestce, nieść na wątłych barkach marzenia całego, głodnego sukcesów ponad dwustu milionowego narodu. Został namaszczony na kolejnego wielkiego i z pewnością z chęcią wejdzie w buty po Cristiano lub Messim. Całą sprawę potwierdził w transmisji telewizyjnej Mirek Trzeciak, który wyjaśnił, że Neymar odszedł z Barcelony, bo chciał być solistą, podczas gdy w Barcelonie mógł być jedynie chórzystą. I wszystko jest fajnie, ale czy naprawdę trzeba mu ta drogę na szczyt aż tak oczyszczać z wszelkich paprochów? Grzegorz Szamotulski napisał kiedyś w swojej książce, że dzisiejsi piłkarze mają super warunki i są mega profesjonalni, ale to nie zawsze pomaga w kształtowaniu żelaznego charakteru. Nie pamiętam, żeby Ronaldo zaczynając swoją przygodę na Wyspach był traktowany jakoś szczególnie protekcjonalnie. Po prostu wyrwał co jego i łokciami rozepchał się w kolejce po chwałę.

I nie chodzi o to, że jestem zwolennikiem filozofii Against Modern Football, że chcę powrotu do korzeni, że granie z pasji jest tym, czym powinien żyć dzisiejszy futbol. To znaczy jasne, że pasja jest najważniejsza, ale bądźmy poważni. To po prostu niemożliwe. Cała ta machina to wielki biznes kręcący kupą kasy, bez której gówno by było a nie Liga Mistrzów. A ja kocham Ligę Mistrzów, kocham te kolorowe reklamy, pięknie opakowany produkt, który za cholerę nigdy się nie znudzi. Kocham ten dreszczyk emocji przed meczem, kamerę w tunelu i hymn, który koi bardziej niż najlepsze riffy z topu list przebojów. I oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że czarujący Brazylijczyk jest ważnym elementem tej układanki, że to dla niego i jego sztuczek ludzie przychodzą na stadion, zasiadają przed ekranami, a do tego rzesze młodych, rozpalonych niewiast decydują się obejrzeć mecz zamiast kolejnej części przygód super milionera, który lubi naparzać babki po dupie batem. Ale wszystko ma swoje granice.

Futbol nakręcają właśnie takie twarze jak ta Neymara - ładne, młode, nadające się do reklamy. Oczywiście talent do piłki jest przy tym niezbędny, ale potencjał medialny to wielki bonus. Jasnym jest więc, że należy objąć ochroną takie rodzynki. Oczywistym jest, że ligę francuską ogląda się właśnie dla niego. Oczywistym jest, że Bundesliga ma fanów, bo ludzie na świecie chcą oglądać Lewego, Jamesa i Reusa. Wiadomo też, że przez to należy roztoczyć nad nimi dodatkowy parasol ochronny, bo zawsze znajdzie się jakiś bezmózgi rzeźnik, który zechce przedwcześnie wyeliminować utalentowanego gracza najprostszymi i co za tym idzie, najbrutalniejszymi metodami. Na to przyzwolenia nie ma. Skarby trzeba chronić. Bo właśnie takie skarby w postaci Neymara, Ronaldo, czy Lewandowskiego chcemy oglądać. Ale gdzie, w takim razie jest granica?

Bo rzygać się chce, kiedy ogląda się mecz, gra w nim Neymar i widzi się jak każda jego strata piłki kończy się rzutem wolnym. Bo skubaniec umie tak zostawić nogi, umie tak się przekręcić, że sędziowie ulegają i przyznają faul. A kiedy tego nie robią, kiedy puszczają grę, to puszczają też mimo uszu fakt, że próbował oszukać. Jakby fakt nieugięcia się przed nim, niepoddanie się presji były wystarczającym bonusem dla sędziego, który to zwalnia go z pokazania żółtej kartki za symulowanie. Robił tak na mundialu, robił tak w swoim byłym klubie, w meczu ze swoim obecnym klubem, który przeszedł do historii Ligi Mistrzów. Robił tak w Madrycie. Zrobi to pewnie w rewanżu, w kolejnym meczu ligowym, na kolejnym mundialu, w kolejnym klubie. I wszyscy o tym wiedzą.

I to wcale nie jest zarzut do niego. Bo kto by nie korzystał, gdyby było wolno? I do sędziów to nawet nie jest zarzut, bo co oni biedni mają zrobić, kiedy wiedzą, że koleś jest tak dobry, że da się go zatrzymać tylko faulem. Ale cholernie ciężko się to ogląda. I już mniejsza o fakt, że Dani Alves szukał tylko jego każdym podaniem, że tylko on nie wraca się do obrony, bo przecież nie musi, że Cavaniemu już się nawet nie chciało się machać rękami, kiedy był na wolnej pozycji, a potem kłócić się, że mu nie podał. Ich wewnętrzna sprawa. Ale naprawdę trzeba gwizdać każdy odbiór przeciwnika? Trzeba na wszystko przymykać oko? Gość jest nieziemsko utalentowany, bo kiedy ktoś bierze piłkę na środku boiska, biegnie z nią szybciej niż obrońcy, mija jak na treningu graczy najlepszego klubu na świecie (bez względu na formę w lidze), to wiesz, że masz do czynienia z geniuszem. Ale czy to oznacza, że nie można mu odebrać piłki?

Ciężka sprawa. Nie do rozwiązania praktycznie. Chyba, że wprowadzą siedmiu sędziów. I sześciu będzie patrzało na Neymara. Wielki zawodnik, stuprocentowy następca Wielkiej Dwójki. Geniusz, mag, profesor. A przy tym dzieciak. Dzieciak działający w myśl zasady, że dają palec, to weźmie całą rękę. Ludzie kochają go oglądać i pewnie nie przestaną, a kiedy zostanie sam - pokochają jeszcze bardziej. Czasem jednak upada tak teatralnie, że noty za styl dostałby w Korei wkurzająco wysokie.

Photo by Click and Boo on Unsplash

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz